Molo w C… to najdłuższe molo w Polsce: wrzyna się głęboko w zatokę, jego ciemne, podpróchniałe od dołu i podgniłe belki, wspierające się na niebudzących pełnego zaufania, poprzegryzanych przez wodę, wbitych w dno drewnianych słupach, stanowią, mimo wszystko, bezpieczny, obrzeżony białą balustradą pomost, ofiarujący spacerowiczom możliwość przejścia się ponad rozfalowanymi i rozbryzganymi, zielono-szarymi teraz wodami Bałtyku, na których kołyszą się wygodnie, niby w fotelu rozsiadłe mewy, nic sobie nie robiąc z ciągłej huśtawki w górę w dół […]. Jeśli przejdzie się ku prawej balustradzie, wówczas oczom spacerowicza narzuci się przede wszystkim bliski, szeroko nad brudnożółtawą plażą rozsiadły hotel – rozsiadły jak jakiś ogromnisty zasobny wielkopański dwór, złożony z centralnego trzonu i po obu jego stronach, symetrycznie z nim spojonych bocznych oficyn – segmentów […]. C… najpopularniejsza w Polsce miejscowość plażowa, gdzie grudzień w opustoszałym teraz Domu Pracy Twórczej pozwala wsłuchać się nie tylko w poszumy czy poryki o sto pięćdziesiąt zaledwie metrów oddalonego północnego morza, lecz również w siebie, w nieobecnego jakoś przez tyle lat siebie. […] Istotna, głębsza malowniczość i atrakcyjność C… objawia się dopiero poza sezonem, gdy, w pozornej pustce i ciszy, daje się usłyszeć rzeczywisty oddech tego miejsca, odczuć klimat jego historii, jego sytuacji, jego żywiołowego, a nie sztucznie stworzonego tła nastrojowego, zarówno tła ludzkiego jak pozaludzkiego.
Stefan Kisielewski