Ja dzielę z Autorem miłość do Warszawy i do Wenecji, los obu miast leży mi na sercu, pracuję na rzecz ich zbliżenia, przekonany, że możemy się od siebie nawzajem nauczyć, połączyć nieprzebrane kultury tych metropolii, o których związkach my Polacy wiemy stanowczo za mało. Ale po lekturze tej książki wiedzieć będziemy znacznie więcej.
Jacek Pałasiński
Otóż żyje Sebastiano Giorgi w Warszawie, do której zabrał ze sobą Wenecję, gdzie mieszka on, jego pamięć, natura i kultura. Tak więc mamy Warszawę, mamy Wenecję i mamy postaci: Agatę, o której wiemy tyle, ile trzeba, czyli nic poza tym, że jest treścią życia i codziennego zachwytu Sebastiana. Mamy przyjaciela Włocha, który przyjechał, żeby zagrać w filmie o Bernardo Bellotto, czyli o Canaletcie. Mamy Casanovę, który nie dość, że doskonale pasuje do mozartowskiej struktury opowieści, to jeszcze był kiedyś w Warszawie, nie ma więc powodu, żeby nie było go w książce. Mamy świat wenecki z podręcznej biblioteczki wspomnień autora, z rozkoszami, ciekawostkami, pamiątkami, problemami (jak ograniczenia w dostępie miasta dla turystów, do których – ograniczeń, nie turystów – Sebastiano ma stosunek wyrazisty i radykalny). Mamy wreszcie Warszawę, ze szczególnym uwzględnieniem Łazienek, które są miejscem akcji filmu realizowanego w tle opowieści.
Jarosław Mikołajewski
(…) spędza noce grając w Ryzyko, rozbija się po Warszawie Fiatem 126 z elementami wykończenia w biało-czerwono-zielonych barwach i nie przymierza się do uregulowania konkubinatu przez zawarcie małżeństwa”.
Taki jest Checco, Wenecjanin kochający Polskę, Warszawę, Agatę i dwie kotki, przylepną Ninę oraz autystyczną Lolitę. „Corte Polacca” to zbiór opowiadań, czy może felietonów, tworzących pewną całość, w których dzieli się on z nami swoim życiem i wrażeniami, jakich doświadcza w zderzeniu z naszą kulturą, odmiennym obyczajem i oczekiwaniami, którym niekoniecznie chce sprostać, choć naprawdę robi wiele, by się dopasować.
Checco patrzy na nas trochę z boku, z duża dozą wyrozumiałości, ale też krytycznie, a swoje spostrzeżenia rzuca swobodnie i z dużym poczuciem humoru. Nie sposób więc obrazić się na zaserwowany tutaj portret Polaka w krzywym zwierciadle, Polaka często napuszonego, czasem hipokryty albo zbytniego formalisty, zachwycającego się nieestetycznym makowcem i jedzącego kolację o niemożliwie wczesnej porze. Polaka, któremu brak obycia i swobody w towarzystwie. Wścibskie szwagierki, natarczywi teściowie, nieuprzejmi sąsiedzi… to przecież trudne do przełknięcia nie tylko dla obywatela Wenecji, my po prostu przywykliśmy.
„Bądź tak dobry i zachowuj się, jak trzeba, żadnych polemik – mówi Agata, machając groźnie paluszkiem w powietrzu:. Słowa te są już mantrą wybrzmiewającą w uszach Checca tak często, że stały się jego życiowym mottem. Stara się więc powściągnąć język i kpiące spojrzenie, czekając na chwilę, gdy będzie mógł dorwać swój notatnik i zwierzyć mu się z przeżyć dnia. Wenecjanin w Warszawie tęskni za Wenecją. Jednak ta dzisiejsza napawa go jedynie smutkiem. Wenecji i Wenecjan jest tam coraz mniej, mieszkańcy uciekają na ląd przed nawałą turystów. Miasto zamieniło się w Veniceland – plastikową papkę, mieszankę tandety, hałasu i brudu. Ginie pod nimi prawdziwy wenecki duch, pogrzebano tam szlachetność historii, skomercjalizowano wszystko, co się dało, zamieniając prawdę w pustą wydmuszkę rozrywki. Checco przywołuje obrazy dzieciństwa, place, kanały, budynki, włoskie dzieciaki bawiące się beztrosko na Placu św. Marka parędziesiąt lat temu, gdy Wenecja była jeszcze tętniącym wenecką mową miastem, z lokalną kuchnią, rzemiosłem, infrastrukturą ułatwiającą życie mieszkańców. Jeśli istnieje jakiś sposób, by uratować Wenecję przed całkowitym zadeptaniem, Checco bardzo chciałby na niego wpaść i pomóc wcielić go w życie.
Żyje jakby w dwóch równoległych, czy może naprzemiennych światach, co nie jest proste do pogodzenia. „(…) próba jednoczesnego kochania Warszawy i Wenecji, życia w obu tych miastach naraz, jest jak składanie w całość yin i yang egzystencji, dwóch przeciwstawnych, ale uzupełniających się biegunów, niezbędnych i nieodzownych dla naszego życia i naturalnego następstwa rzeczy”.
Miłości Checca do Wenecji i Warszawy dorównuje sentyment do czasów króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, z jego pudrowanymi perukami, czwartkowymi obiadami i mecenatem rozciągniętym nad zdolnymi artystami, w tym nad Bellottem. Zdaje mu się, że doskonale czułby się w tych bajkowych XVIII wiecznych realiach. Cóż, jeśli o czymś marzymy, zdarzyć się może, iż marzenie się spełni. Wówczas zaś najczęściej okazuje się, że nie do końca była to piękna baśń, jak sobie wyobrażaliśmy.
„Corte Polacca” to lektura łatwa i bardzo przyjemna. Poczucie humoru autora łączy się z ciepłem, tolerancją i dużą kulturą. Żart jest inteligentny i doskonale trafia w cel, nie raniąc go jednak nadmiernie. Checco ilustruje komiksowe historie, ma więc bystre oko i w lot potrafi dostrzec najbardziej charakterystyczne elementy sytuacji i charakteru. Funduje nam też piękny i pouczający spacer po Łazienkach Królewskich i Pałacu Na Wodzie, udekorowanych w kostium z epoki króla Stasia. Czy to scenografia z filmu, czy może sen po przypadkowo połkniętej dawce psychotropów… czy to ważne, skoro wspaniale się w tym anturażu czujemy?
SZTUKATER

