Nasz Gałczyński

28,00 

ILOŚĆ SZTUK
Kategoria:
Piotr Mitzner (ur. 1955) – poeta, eseista, literaturoznawca. W latach 1980–1989 był wydawcą i redaktorem w drugim obiegu. 1983–1997 współredaktor „Karty”. 1993–1999 dyrektor ośrodka kultury „Koło Podkowy”, a następnie w latach 1999–2021 wykładowca na Wydziale Nauk Humanistycznych UKSW. Wydał kilkanaście tomów wierszy (nagroda Fundacji Kultury, Orfeusza, KOS). Opublikował książki poświęcone literaturze wojennej, emigracji rosyjskiej oraz twórczości i osobowości Jarosława Iwaszkiewicza (ostatnio Mój Iwaszkiewicz w wydawnictwie Próby). Redaguje Bibliotekę Zapomnianych Poetów, która ukazuje się w Bramie Grodzkiej.
Zbigniew Mitzner (1910–1968) – dziennikarz, publicysta, wydawca. Przed wojną działacz organizacji socjalistycznych. W 1935 roku założył tygodnik satyryczny „Szpilki”. W czasie okupacji prowadził akcję pomocy dla pisarzy, planował wydawnictwo „Wisła”. Wykładał dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim. Publikował felietony w wielu czasopismach. Napisał dwie powieści polityczne: Zenit i nadir oraz Mroki dnia.

Wśród wierszy Gałczyńskiego mam „swoje” wiersze. Gdy natrafiam na nie w książce, wspominam ich wygląd pierwotny. Ich ojcostwo i macierzyństwo skupione są w jednej osobie, w osobie Poety. Oprócz jednak rodziców i piastunka patrzy na dorastające dziecko trochę jak na swoje. Byłem piastunką kilku nie najmniej ważnych satyrycznych wierszy Gałczyńskiego, pamiętam je, jak były noworodkami, niepodobnymi, oczywiście tylko zewnętrznie, do tych, które dziś znajdujemy w książkach. Wiersze Gałczyńskiego, gdy się rodziły, miały kolor zielony, kolor zielonego atramentu, kształt wielkich i bardzo czytelnych liter, z których specjalną uwagę zwracało „z”, ciągnące za sobą długi ogonek.

Miałem kilka listów od Gałczyńskiego i autografy tych jego „moich” wierszy. Zabrała je wojna. Mam je już tylko w pamięci, widzę je dobrze, pisane na dużych, nieliniowanych kartkach papieru formatu staroświecko zwanego kancelaryjnym, zawsze ręcznie i zawsze chyba zielonym atramentem. Nawet do ostatnich czasów, już w okresie realizacji planu sześcioletniego, gdy tak trudno było wybierać co się chce, Poeta w niewiadomy mi sposób umiał zaopatrzyć się w zielony atrament. Nie wynaleziono jeszcze sposobu kopiowania obrazów z ludzkiej pamięci. Takiego na przykład sposobu, że kładzie się na noc papier do odbitek fotograficznych pod głowę, a rano wyjmuje się z ramek kopię obrazu zachowanego już tylko w ludzkim mózgu. Gdyby taki wynalazek uczyniono, mógłbym ozdobić to wspomnienie licznymi autografami Gałczyńskiego. W mojej redaktorskiej praktyce rękopisy (zawsze rękopisy) dwóch autorów tak odbiły się w pamięci. To rękopisy Tuwima i Gałczyńskiego.

Autor

Format

120 x 205 mm

Oprawa

miękka

Ilość stron

100

ISBN

978-83-7866-719-3

Rok wydania

2025

Język

polski

Może spodoba się również…