21.07.2020
Ewo Enigmatyczna,
znów nawiedziłaś mnie we śnie (który jest teraz dla mnie omal karnawałem – krótkim i rzadkim w tym Przestępnym Roku Bezsenności). Tym razem zawitałaś do mojego ostrowskiego domu razem z Ireną Kwiatkowską śpiewającą Sierotkę („raz mi się podobał pewien poeta, / co tak głośno recytował, / aż spadła roleta…”). Przywiozłaś ze sobą w prezencie kwiat doniczkowy, który nazywałaś ogonem. Twierdziłaś, że symbolizuje wirujący ogon antylopy… Czy może być coś bardziej surrealistycznego i hiperrealistycznego zarazem?
Tymczasem posyłam Ci Karnawał Karla Walsera – brata Roberta, w którym się obecnie zaczytuję. Jest w tym malowanym gapieniu się coś przerażającego…
Jawne uściski posyłam jeszcze z Mazowsza (jutro już z Wolnego Miasta Danzig),
Śnięty Sebastian
Sebastianie Północny,
towarzystwo zacnej skądinąd Ireny K. trochę mi w tym śnie przeszkadza. Wyprowadź ją w pole, ale muzykalnie. „Wirujący ogon antylopy” byłby świetnym tytułem powieści psychologicznej. Łap za rogi – nie za ogon – ten pomysł i przygotuj się na białe sawanny papieru. Ten rogaty rodzaj literatury wyzwala imaginacje, wolne amfibrachy i wolne elektrony. Mnie się śniło, że topiłam się w morzu Mallarmé. Ale nawet kropla wiersza po nim nie została. Nie należy ufać kapeluszom z czereśniami.
Nie oddałam Ci jeszcze Rolanda Barthesa, przepraszam, ale nie wiem, gdzie jesteś. R.B. mnie nieco rozczarował… Z akcentem na nieco i na psychodeliczną pogodę.
Z koloraturowymi sopranami
e.
Nie łudźmy się zatem, że czytając listy dwojga poetów-lingwistów zobaczymy ich „twarze”. Jeśli z takim zamiarem sięgaliśmy po tę książkę, to się głęboko rozczarujemy. Jeśli zaś chcieliśmy się przekonać, jak język dwojga poetów (z różnych pokoleń, ale o podobnej wrażliwości językowej, podobnym poczuciu humoru, absurdu i tragizmu) poradzi sobie wrzucony w formę listu – czeka nas lektura fascynująca.
[…] Nie sądzę, by ich lektura przydała się biografom Ewy Lipskiej i Sebastiana Brejnaka. Za to z pewnością przyda się tym czytelnikom, którzy potraktują tę korespondencję jako dialog pisany gęstym językiem poezji. Na tyle gęstym, że nie widać zza niego autorów. Na tyle ciekawym, by czytać go jak wiersz.
Michał Rusinek